Po kolejnej nocy w San Gil pojechalismy sobie do Chicamocha National Park. Taki kanion, z teleferico, czyli koljeka linowa na dwie storny kanionu, na miejscu troche jak w parku rozrywki, ale ogolnie moze byc. Najwieksze wrazenie robi jednak kolejka ' ponad 30 minut jazdy z jednej strony kanionu da druga.
Wieczorem dotralismy do Bucamarangi po drodze zwiedziwszy Giron. To wrecz nieprawdopodbne, tutaj nie ma co jesc w tym kraju, chyba wszyscy zywia sie po domach. Jedyne co jest w obfitosci wszelakiej, to ciasteczka (na kazdym rogu) oraz owoce (jak do tej pory poznalismy 17 rodzajow - z kazdego owocka mozna zrobic sok. Lub mieszanke sokow. Lub lody. Mniaaamm....